Jak zaczynałam to pisać, to słownik podpowiedział mi histeria i faktycznie czasami tak było ;’) Ale do brzegu. Jak byłam jeszcze w ciąży było mi obojętne, jak będę karmić. Po poznaniu Małej wszystko się zmieniło. Moja droga nie okazała się miłą przechadzką tylko krętą, wyboistą drogą. Od samego początku był problem z przystawianiem Małej i o ile jeszcze z pomocą coś się udawało to samej nie szło mi to kompletnie. Ktoś powiedział nakładki, leciałam po nakładki, pij wodę, piłam itd. itd. U Natki zauważono za krótkie wędzidełko, niestety nie można go podciąć w szpitalu. Karmienie szło nam tak opornie, że Mała miała żółtaczkę, która nie schodziła i zaczynała spadać z wagi. W związku ze spadkiem, zalecono dokarmianie Płakałam i karmiłam butlą, czując się jak najgorsza matka. Mało tego, wstyd mi było iść po kolejną butelkę dla Małej. Ostatniej nocy pod moją salą siedziała położna, która pomagała mi przystawiać córę. Dostałam też laktator, którym działałam metodą 7-5-3 po każdej próbie przystawienia i jej butli. Nawet teraz jak to piszę czuję się źle. Hormony…
W końcu dostałyśmy wypis, w szpitalu byłam tak długo, że jak powiedziałam że wychodzę to miałam wrażenie, że wszystkie położne zrobią szpaler, przez który będę przechodzić i przybijać piątki. W dzień wypisu odkryłam, że mam nawał. Kurcze, jaka byłam szczęśliwa. Pomyślałam, że teraz będzie już tylko lepiej.
Dom
Po przyjeździe do domu z nadzieją pobiegłam po laktator i woreczki na pokarm do mrożenia. Byłam też zaopatrzona w opakowanie mleka modyfikowanego…
I niestety przy odciąganiu mleka minimalne wielkości, proporcja mojego do mm ciągle przechylała się w stronę mm aż do 100%. Jak Natka miała 2 czy 3 tygodnie miała podcinane wędzidełko. I znowu nadzieja, że będzie lepiej i znowu nic. Ile ja się nasłuchałam, że tylko się męczymy ale się zawzięłam. Karmienie strzykawką, co było trudne dla nas obu. Niejednokrotnie płakałam podczas karmienia. Jedyne butelki jakie miałam to te, które nie działają grawitacyjnie aby Mała nie zapomniała ssania i nie było jej za łatwo. Mała przystawiana do piersi wyginała się tak, że czasami miałam wrażenie, że trzeba będzie wzywać egzorcystę. Niesamowitym wsparciem dla mnie były dziewczyny ze STIM. Kolejnym krokiem było spotkanie z CDL. Natka ma 8 tygodni, słyszę, że może być już za późno. Ja dalej walczę. Decyzja, że przenoszę się z Małą do łóżka, tulimy się, po każdym karmieniu laktator. Kupuję SNS, ukochany i jednocześnie znienawidzony system karmienia. Od tej pory rezygnujemy całkowicie z butelki. Faktycznie jestem silnie uwiązana bo nikt inny Małej nie nakarmi ale jak już postanowiłam, będę karmić. Potem wymyśliłam, że będę chodzić z przyklejonymi drenami, trochę jak bernardyn ale jest łatwiej. Termin, który sobie dałam na walkę już się zbliża a u nas szalu nie ma. Cotygodniowe ważenie małej sprawia, że ryczę po, a w późniejszym czasie i w trakcie wizyty. Mała mało przybiera. Psychika wariuje, jak widzę dziewczyny karmiące piersią to chce mi się płakać, a jak na złość są na każdym kroku 😉 Odmawiam spotkania z koleżankami, które urodziły, bo karmią piersią, a ja nie i czuję, że zawalam i będę im zamulać, zamiast cieszyć się ze spotkania. Na Mikołaja dostaję malutki prezent od córki, zaczyna pić z prawej piersi bez nakładki. Lewa pierś nadal poprzez nakładkę ale czasem próbuję przemycić goliznę. Cierpliwości… powtarzam sobie. Lekarka wie o mojej walce i proponuje wcześniejsze rozszerzenie diety aby pozbyć się znienawidzonego mm na rzecz produktów stałych. Nasza walka trwa nadal, Mała ma w wieku 6 miesięcy dojada ok 100 ml na dobę – jadła w nocy, ja raz dziennie w objęciach laktatora.. Nie korzystamy z nakładek. I tak naprawdę nie dzieje się nic więcej do czasu naszego wyjazdu. Moją granicą czasową były 4 miesiące od urodzenia, potem 6, potem do wyjazdu na nasze wakacje życia. Wyjeżdżając 2 kwietnia Natalia miała 7,5 miesiąca, spakowane mm i SNS. 6 kwietnia Natalia OSTATNI raz zjadła mm. Nie wiem, czy faktycznie potrzebowałam zluzować, zmienić środowisko ale UDAŁO SIĘ. Wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych . Natka mogłaby być tylko przy piersi, lgnie do niej i czasem aż ciężko jest mi jej dać „normalny” posiłek. Pierś dostaje buziaczki i jest panaceum na wszystko. Jeśli jakaś dziewczyna to czyta i walczy o karmienie to powiem spokojnie, że da radę. A jak nie da to też nic się nie stanie. Nie rób sobie wyrzutów, jesteś wspaniałą Mamą i robisz wszystko co najlepsze dla swojego dziecka. Nie wyrzucaj sobie jak ja, bo tylko się umęczysz i będziesz chodzić skwaszona.