Pierwszego syna karmiłam piersią tylko 4 miesiące, dwa kolejne ciągnęłam na przemian z butelką, po 6 miesiącach zrezygnowałam zupełnie. Nie potrafiłam, nie czułam tego. Dzisiaj okazuje się, że mój syn też nie potrafił. Ale to wiem dopiero dzisiaj. Ma zdiagnozowane Mózgowe Porażenie Dziecięce, a za tym idą problemy z mięśniami od stóp do głów. Jako położna miałam klapki na oczach i nastawiona byłam tylko na karmienie piersią. Nie wyobrażałam sobie jakbym mogła inaczej. A po porodzie okazało się, że nie jest mi z tym po drodze. Moje ciało źle się czuło gdy ssało je jakieś inne. To nie było dla mnie. Nie dość, że dziecko nie potrafiło ssać, ja żle się czułam karmiąc to jeszcze siedziały mi w głowie słowa lekarki podczas badania USG piersi: „ma pani piękne, duże i gruczołowe piersi – będzie pani mogła wykarmić pół wojska”. A tu rzeczywistość nijak trzymała się oczekiwań. Na deser do tego wszystkiego dopadł mnie ogromny stres związany z przeprowadzką i innymi prywatnymi sprawami, że pokarm po prostu zanikł. Po 6 latach urodziłam drugiego syna. Wiedziałam, że nie ma się co nastawiać. Byłam przygotowana na to, że będę go karmić butelką jak i tym razem mi nie wyjdzie z karmieniem piersią. Nie chciałam też zmuszać swojego ciała do akceptacji na siłę aktu ssania przez innego człowieka. Dokładnie tak. Tymczasem drugi poród również okazał się przebiegać tak jak sobie wymarzyłam. Pierwsze przystawienie do piersi było fiaskiem. Drugie już lepiej, z każdym kolejnym szło mi coraz lepiej. Dziecku też. Bolało, ale na to byłam przygotowana i to było dla mnie do zniesienia. Uczucie niechęci do czynności ssania przez dziecko się nie pojawiło w ogóle. Wiele razy jeszcze podczas pobytu w szpitalu wołałam doradcę laktacyjnego aby skontrolował czy aby na pewno dobrze dziecko pije, a ja karmię. Od początku dbałam o swoje plecy i pozycję do karmienia. Moje obawy dotyczące karmienia nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości. Dziecko najadało się w 7 minut, głośno połykało, spokojnie spało, było szczęśliwe i ja też. Na dzień dzisiejszy poza tym, że mam ogromną alergię i z racji tego, że karmię nie wolno mi brać żadnych leków, a mój syn ma już 9 miesięcy i za miesiąc idzie do żłobka nie chcę kończyć karmienia piersią. Tym razem sama siebie nie poddałam laktoterrorowi i dobrze na tym wyszłam. Do 7 miesiąca syn był karmiony tylko piersią. Dietę zaczęliśmy rozszerzać około 7 miesiąca bo nie czułam aby i on i ja byliśmy na to gotowi wcześniej. Dzisiaj jeśli mam potrzebę wyjścia z domu na dłużej – tata korzysta z mleka modyfikowanego i butelki. Przestałam odciągać pokarm. Nie lubię tego robić. Jeśli jestem w domu – karmimy się dużo. Czuję się spełniona i wiem też że moje dziecko jest szczęśliwe.